W czasie, gdy panuje zaraza i od dłuższego czasu siedzimy w domu, to na majówkę mogłabym pójść z każdym. Byle tylko nie był zbyt szpetny, nudny, miał cokolwiek do powiedzenia na choć kilka tematów i… No dobra, wyszło na to, że te moje wymagania są jednak dość konkretne i bez listy się nie obejdzie. Jako, że sama nie mogę się zdecydować, który bohater jest lepszy, ustawiam ich w porządku alfabetycznym. Lista i tak jest mocno subiektywna, więc niech się choć nie biją o palmę pierwszeństwa.
Aragorn z Władcy Pierścieni– o ile dostanie pozwolenie od Arweny, ale liczę na rozsądek elfiej kobiety. Nie chciałabym spędzać majówki z widmem jej rąk pędzących do mojej głowy, żeby pozbawić mnie kudłów. Ale do rzeczy, czemu on? Bo zdecydowanie należy do przystojniaków, do tego jest szarmancki, dżentelmen w każdym calu, umie się bronić, a i kilka(dziesiąt) opowieści, którymi mógłby mnie uraczyć sprawi, że na pewno nie będę się nudzić. Małym wypadem do Śródziemia też nie pogardzę.
Aslan. Lew z Narnii. Co prawda onieśmiela mnie jego majestat, ale żywię nadzieję, że podejdzie do mnie, jak do Łucji, lub choćby Zuzanny i zechce spędzić ze mną chwilę, w jego rozumieniu czasu. Myślę, że już sama jego obecność wpłynęłaby na mnie kojąco, a rozmowa rozjaśniłaby kilka rzeczy, przyniosła zrozumienie i może kilka problemów stałoby się mniejszymi. Chętnie wysłuchałabym opowieści o Narnii, o tych czasach, których autor nie opisał. I może przez jakąś starą szafę zajrzelibyśmy do jego magicznego świata.
Bastard Rycerski z cyklu Robin Hobb. Bohater ze wszech miar pogardzany, a jednak na tyle lojalny, by zostać wyszkolonym na królewskiego skrytobójcę. Bastard jest tym, którego się pragnie, przystojny, dobrze wychowany, a jednocześnie niebezpieczny. Owszem, spędzenie z nim czasu mogłoby być groźne, zważywszy na jego znajomość trucizn i innych sposobów uśmiercania, ale jakże emocjonujące byłoby to spotkanie. Posiadanie go w gronie przyjaciół też jest warte zachodu.
Bazyl z książek Marty Kisiel. Ja wiem, że to czort, ja wiem, że jest raczej mikrego wzrostu, umiejętnościami też nie grzeszy, ale jest słodki tak bardzo, że słodyczy już nam nie będzie trzeba. Jego rządna przygód natura z kolei nie pozwoli się nam nudzić, a w razie kłopotów będzie nas miał kto ratować. Co prawda po spędzeniu z nim majówki będę musieć skorzystać z usług logopedy, ale kto nie ryzykuje, ten nie ma.
Eclipse z mangi Wspomnienia demona. Nie znam bardziej cierpliwego bohatera. Jego wprawa w pilnowania rozkapryszonego, choć nadrabiającego urokiem księcia demonów zasługuje na laur zwycięzcy. Na pewno wybaczyłby mi wszystkie mniejsze i większe głupotki. Nie bez znaczenia jest fakt, że potrafi gotować, więc piknik z nim byłby prawdziwą rozkoszą, a władanie magią też jest nie do pogardzenia. Nikt nam nie podskoczy, skoro jego boją się nawet demony. No i ten jego cudny wygląd! No dobra, może jakby go tak żywcem z mangi przenieść, to będzie za chudy, ale będziemy mieć przecież majówkę na nadrobienie tej niedogodności.
Geralt z Rivii. Małomówny, konkretny, prawdziwy twardziel, co tępi potwory, ale oprócz tego ma sumienie. Pewnego rodzaju wybryk natury. I ileż opowieści ma do zdradzenia, jak już go namówię do otwarcia ust. Ewentualnie możemy ze sobą wziąć Jaskra, któremu Sapkowski podarował dar kwiecistej wymowy. Tak, zdecydowanie spotkanie w trójkę byłoby dużo ciekawsze, a obserwowanie ich dość specyficznej przyjaźni mogłoby mnie setnie ubawić. W związku z tym biorę ich na majówkę w pakiecie.
Gosława, czyli wiedźma z Żółtych ślepi Marcina Mortki. Nikt nie powiedział, że tylko z facetami można się dobrze bawić, a jej wiedza na temat ziół, potworów, dawnych czasów i innych światów jest szalenie fascynująca. Na pewno przegadałybyśmy nie tylko jedną noc, być może zostałybyśmy przyjaciółkami. Jej humor i poglądy już na kartach książki przypadły mi do gustu, może być zatem tylko lepiej. I jestem też bardzo ciekawa, jak skomentowałaby współczesność. To mogłoby być dość ciekawe doświadczenie, o ile nie spaliłaby czegoś w napadzie szału.
Len. Brzmi pięknie, bohater noszący to imię też jest piękny, tylko ma jeden feler. Otóż Olga Gromyko uczyniła z niego na kartach swej książki wampira. Ale cóż to jest za wampir! Tajemniczy, zabójczo przystojny, trochę bezczelny, typ słodkiego drania, na którego leci się od samego początku do samego końca i o jeden dzień dłużej. Z nim nic nie jest oczywiste, proste i łatwe, ale przez to jest od razu intensywniej, lepiej, ciekawiej. O tak, jego zdecydowanie wzięłabym na majówkę, ale nie wiem, czy bym oddała.