Napotkana pielęgniarka skierowała mnie w stronę, z której przed chwilą przyszłam, zapewniając, że grupa wyruszyła już beze mnie i że tam ją znajdę. Kierując się jej instrukcjami, dotarłam do jednej z odnóg głównego korytarza, na końcu której widniały zachęcająco uchylone drzwi. Sączył się zza nich delikatny strumień światła.
– Halo? – zawołałam, zaglądając do środka, nikt mi jednak nie odpowiedział.
Przekonana, że może mnie po prostu nie usłyszeli, przekroczyłam próg kabiny i uważnie się rozejrzałam. Wnętrze pomieszczenia było oświetlone bardzo oszczędnie i już to powinno dać mi do myślenia, ale zamiast wyciągnąć z tego jakieś wnioski, coraz bardziej zaciekawiona zrobiłam jeszcze kilka kroków naprzód. Okazało się, że większą jego część zajmowało sześć ustawionych pod ścianą skrzyń. Na podstawie każdej z nich pulsowało tajemnicze zielone światełko, które zadziałało na mnie niczym magnes. Niewiele myśląc, podeszłam do tego na wprost mnie i przez chwilę wpatrywałam się w nie z fascynacją. Było w nim coś nietypowego, wydawało mi się żywe, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Potrząsnęłam głową, po czym przeniosłam wzrok na zawartość pojemnika i wtedy moje zdziwienie sięgnęło zenitu. W środku bowiem leżał człowiek – starszy mężczyzna o lekko siwiejących włosach i trupio bladej cerze, ubrany w dziwny, srebrny kombinezon. Choć miał zamknięte oczy i nie zaobserwowałam, żeby jego klatkę piersiową unosił choćby cień oddechu, musiał być żywy, o czym świadczyły kolumny informacji wyświetlanych na umieszczonym z boku niewielkim ekranie i szum pracującej maszyny, najwyraźniej podtrzymującej go przy życiu.
Z zaciekawieniem spojrzałam na kolejną skrzynię i tym razem ujrzałam przystojnego, na oko trochę ode mnie starszego chłopaka, ubranego podobnie jak ów mężczyzna. Miał zaczesane do tyłu blond włosy, długie rzęsy i mocno zarysowaną szczękę, a na jego delikatnie oświetlonej twarzy gościł wyraz takiego odprężenia i spokoju, że mimochodem się uśmiechnęłam. Z uwagą przestudiowałam przypisany do niego ekran, ale nie znalazłam tam informacji na temat tego, kim był ani dlaczego tu leżał. Także rząd wyświetlanych wartości nic mi nie mówił, jeszcze nie… Nieco rozczarowana z powrotem zwróciłam wzrok na tę spokojną twarz i wówczas niespodziewanie napotkałam przewiercające mnie na wskroś spojrzenie stalowoszarych oczu, na wpół świadome, na wpół pochodzące jakby z innego świata. Odskoczyłam jak oparzona, po czym dałam nura w stronę drzwi.
Gdy ciężko dysząc, dotarłam do najbliższego rozwidlenia, z paniką się obejrzałam, ale korytarz za mną był pusty. Już miałam odetchnąć z ulgą, gdy nagle, odwracając się, zderzyłam się z wyłaniającą się zza rogu kobietą w fartuchu, wytrącając jej z rąk niesione akcesoria.