Współczesny Londyn, w którym elfy i ludzie żyją wspólnie, na podobnych zasadach.
Stare, potężne elfickie rody prowadziły niegdyś ze sobą wojny, po nich nastąpiły stulecia względnego spokoju, jednak rany nie zabliźniają się łatwo i w ostatnich czasach zdają się znów zaogniać. Rośnie też i umacnia się grupa radykalnych głosicieli wyższości rasowej elfów nad ludźmi.
Młoda elfka Arianrhod infiltruje organizację terrorystyczną, szukając osobistej zemsty. Tymczasem miasto staje się areną zakulisowych starć zwaśnionej elfickiej arystokracji. Arianrhod niechcący trafia w sam środek przygotowań wojennych.
Wielowątkowa opowieść o konfliktach rasowych, o ambicjach i życiu zdeterminowanym rodowymi powinnościami.
RECENZJA
We współczesnym Londynie, mieszkają stare elfy, które kiedyś prowadziły ze sobą wojny, a teraz żyją we względnym spokoju, ale tylko do czasu. Za kulisami odbywa się walka o tron, a w siłę rośnie organizacja terrorystyczna, która walczy o wyższość rasy elfów nad ludźmi. W samym centrum wszystkich wydarzeń znajduje się młoda elfka Arianrhod, która szukając zemsty, infiltruje organizację terrorystyczną. Czy uda się jej osiągnąć zamierzone cele? Czy Londyn będzie jeszcze kiedyś bezpiecznym miejscem?
Przyznam szczerze, że mam mały problem z oceną tej książki. „Elfy Londynu” to debiut autorki, więc nie wiedziałam, czego za bardzo mogę się spodziewać. Nie miałam jakiś wygórowanych oczekiwań, ale opis bardzo mnie zaintrygował. Sama okładka również wygląda zachęcająco. Jednak, gdy w końcu książka trafiła w moje ręce i w wolnej chwili zaczęłam ją czytać, to zupełnie nie mogłam się w nią wczuć, nie mogłam zorientować się, o co chodzi w fabule, przeskoki w czasie tego nie ułatwiały. Myliły mi się też niektóre postacie, na szczęście w tym trochę pomagają drzewa genealogiczne rodów i spis niektórych bohaterów. To wszystko spowodowało, że za każdym razem po kilku stronach książkę odkładałam.
Są historie, które wciągają od dosłownie pierwszej strony, są też takie, które intrygują dopiero po przeczytaniu kilkudziesięciu stron, ale są też i takie, w których do samego końca coś nie gra. Obawiałam się tego, że tak właśnie będzie w przypadku „Elfów Londynu” i te prawie 400 stron będę musiała jakoś przemęczyć. Na szczęście, gdzieś w połowie, większość wątków nabrała dla mnie sensu, zorientowałam się mniej więcej, kto jest kim i bardzo wciągnęłam się w fabułę i to tak, że pod koniec poczułam niedosyt, bo bardzo dużo wątków nie zostało rozwiązanych.
Jeśli chodzi o samych bohaterów, to zostali oni bardzo dobrze wykreowani. Polubiłam główną bohaterkę Arianrhod, która wie, czego chce, Aileina pełnego tajemnic i Sheridana, trochę niedojrzałego, ale który z czasem się zmienia. Mojej sympatii nie zdobyła jednak siostra Arianrhod, Averil. Do tej pory nie wiem, czy jest to bohaterka pozytywna, czy negatywna. Ma ona swoje tajemnice.
W tej książce podobało mi się, to, że w ferworze wszystkich intryg i knowań, znalazło się, też miejsce, na tak lubiany przeze mnie wątek romantyczny. Nie wychodzi on na pierwszy plan, raczej jest on, gdzieś w tle, ale pod koniec będzie on miał duże znaczenie.
Podsumowując, gdybym miała ocenić tylko drugą połowę, to dałabym 10 na 10,ale niestety muszę patrzeć na książkę całościowo i ostatecznie była ona dla mnie dobra, taka mocna 7. Dialogi były naturalne, bohaterowie dobrze wykreowani, pomysł na fabułę bardzo ciekawy. „Elfów Londynu” są książką wartą polecenia i mam nadzieję, że powstanie, chociaż jeszcze jeden tom, ponieważ w chwili kiedy w końcu zaczęło się coś dziać, akcja została nagle urwana.