Bryce Quinlan i Hunt Athalar próbują wrócić do normalności. Bohaterowie, którzy uratowali Księżycowe Miasto, są zmęczeni. Po dramatycznych wydarzeniach marzą o normalnym życiu. Pragną zwolnić tempo. Pomyśleć o sobie. O przyszłości.
Asteri do tej pory dotrzymywali słowa, zostawiając tych dwoje w spokoju. Jednakże w miarę narastania buntu przeciwko Asteri władcy nasilają represje. Kiedy Bryce, Hunt i ich przyjaciele zostają wciągnięci w plany rebeliantów, stają przed wyborem: milczeć, gdy inni są uciskani, albo walczyć o to, co słuszne. Pokorne milczenie nigdy nie było ich specjalnością…
W krwistej, zmysłowej i pełnej akcji kontynuacji bestsellerowego Domu Ziemi i Krwi Sarah J. Maas snuje porywającą opowieść o świecie bliskim eksplozji oraz o jego mieszkańcach, którzy zrobią wszystko, aby go ocalić.
RECENZJA
„Księżycowe Miasto. Dom Nieba i Oddechu” to ciąg dalszy przygód Bryce i Hunta, których poznaliśmy w serii „Księżycowe Miasto. Dom Ziemi i Krwi” Sarah J. Maas. Polski wydawca, tak jak w poprzedniej części, zdecydował się na wydanie dwutomowe. Oto zakończenie kolejnej przygody Bryce i Hunta oraz ich przyjaciół, w coraz większym składzie.
Tym razem to nie Bryce i Hunt będą grali pierwsze skrzypce, ale Ruhn, Declan, Flyn, Ithan oraz nie mniej oddani sprawie niepochodzący z Lunathrionu mer Tharion i książę Cormac. A sprawa jest zawikłana i wielka. Ociera się mocno o zdradę stanu, ocieka krwią i nie pozwala wierzyć nikomu.
W poprzedniej części nasi bohaterowie dowiedzieli się, jak mają się sprawy po śmierci oraz zawalczyli nie raz z rzeszami truposzy. Jednak czy nasyła je Książę Leża, czy może ktoś z miasta albo rebelianci, tego już nie są pewni. Sporo tu intryg, od tych związanych z zamążpójściem, po tajne knowania rebeliantów w myślach Day i Night. Bryce i Huntowi w końcu uda się być razem, jednak nie będą mieli za dużo czasu dla siebie. Do tego w mieście ktoś musi zastąpić Micaha i nie wiadomo tak naprawdę co myśleć o dość marionetkowym zastępcy. Czy jest wrogiem, czy jednak sprzymierzeńcem? A może też ofiarą Asteri? Do tego wszystkiego coraz bardziej wikła się przeszłość Daniki, zwłaszcza jej rodowe koneksje czy kontakty poza miastem. Bryce ciągle wydaje się, że nie znała swojej najlepszej przyjaciółki.
To, co naprawdę mnie zainteresowało, to w szczególności rozwój postaci Cormaca, Thariona i Ruhna. Czystość Ruhna jest godna pochwały. Tharion stał się moim ulubieńcem, podobały mi się jego zmagania i trudne decyzje. Ciekawie będzie zobaczyć, w jakim kierunku potoczy się jego historia. Cormac mnie ostatecznie mocno zaskoczył, ale jego postawa naprawdę godna była rycerskości, jaką powinien cechować się następca tronu.
Fabuła jako całość miała wiele zwrotów akcji, z których niektóre mnie zszokowały, ale dobrze to współgra. Ich świat właśnie się powiększył i jest wiele możliwości do odkrycia. Zastanawiam się, jak Sarah to wszystko połączy. To będzie wyzwanie, no naprawdę nie wiem, w jaką stronę idzie fabuła. Do tego jest na tyle dobrze napisana, że np. nie domyśliłam się, kim jest Day; cały czas byłam zwodzona w zupełnie inną stronę.
Tym razem też koniec z dobrowolnym celibatem. A jeśli czytaliście poprzednie tomy, to wiecie, że opisy gorących scen są bardzo – i to dosłownie! – soczyste. Tu będzie ich sporo, tak jakby Hunt i Bryce (ale nie tylko oni!) nadrabiali stracony czas. A może zwyczajnie, jak na wojnie bywa, nie ma już nic do stracenia, więc trzeba kochać, zanim świat zwali się na głowę? Możliwe, bo jeszcze nie ma w książce otwartej wojny z Asteri. Czy się jej doczekamy? To wie tylko autorka, a ja nie mogę doczekać się kolejnych części. Ciekawe, które królestwa w nich poznamy.
Monika Kilijańska