Miłość i magia nie lubią, kiedy ktoś się nimi bawi.
Rowan jest nieśmiałą dziewczyną, na którą nikt nie zwraca uwagi. Wszystko się zmienia, kiedy szkolny projekt sprawia, że musi współpracować ze swoją rywalką. Muszą połączyć siły i zebrać jak najwięcej pieniędzy na cele charytatywne. Dziewczyny decydują się na… sprzedawanie zaklęć miłosnych. To, co miało być zabawą, niespodziewanie staje się rzeczywistością, gdy okazuje się, że zaklęcia miłosne działają wtedy, gdy napisze je Rowan.
Nagle wszystkie oczy są skierowane w jej stronę, a chłopak, który od dawna jej się podobał, wydaje się nią zainteresowany…
Dziewczyny szybko odkrywają, że magia nie tylko ma swoją cenę, ale też nie lubi, gdy ktoś się nią bawi.
RECENZJA
Chociaż mam już na karku sporo lat, wciąż lubię sięgać po literaturę młodzieżową. I to wcale nie po to, żeby się odmłodzić! Po prostu książki tego gatunku potrafią naprawdę miło zaskoczyć. Tematyką, fabułą, dynamiką akcji, kreacją bohaterów, stylem autora – możliwości jest mnóstwo. „Zaklęcia miłosne i inne katastrofy” czytało mi się naprawdę dobrze już od samego początku. Pochłaniałam kolejne strony i rozdziały w zawrotnym tempie. Lekkość tej historii to na pewno duży plus. Jednak to nie wszystko, co mam do powiedzenia na temat tej książki.
Bardzo spodobało mi się tło społeczno-obyczajowe powieści. Szkolne realia to coś, co zawsze mnie pociąga, nieważne, jak bardzo jest oklepane. Angie Barrett wykreowała ciekawych bohaterów, zróżnicowanych pod wieloma względami – wygląd, charakter, zainteresowania, status społeczny. Myślę, że wielu czytelników znajdzie tu kogoś, z kim będzie się utożsamiać. Ja cały czas szukałam podobieństw literackich postaci do siebie z wieku nastoletniego. Było tego sporo… Może dlatego trochę wkurzała mnie główna bohaterka, Rowan, i jej uległość, brak asertywności i pewności siebie. Pamiętam, że kiedyś zachowywałam się podobnie, o co wciąż mam do siebie trochę żalu.
Autorka ukazała relacje międzyludzkie w sposób wielopłaszczyznowy. Mamy tu wielkie przyjaźnie, zatargi i konflikty, zalążki nowych znajomości, sympatie i młodzieńcze zauroczenia, ale też prawdziwą miłość. Podobało mi się to, w jaki sposób pisarka przedstawiła przywiązanie mamy Rowan do zmarłego męża. Intrygująca mieszanka typowych i nietypowych zachowań świadczących o silnej więzi, o głębokim uczuciu, którego nawet śmierć nie jest w stanie pokonać. Ukazana w sposób dość obrazowy, łatwo przyswajalny i zrozumiały dla młodych osób. Doceniam również to, jak Angie Barrett uczyniła magię próbą dla wieloletniej przyjaźni i jak poprowadziła ten wątek do samego końca.
Jeśli chodzi o fabułę, jest w porządku, choć nie ma w niej nic szczególnie zaskakującego. Łatwo można przewidzieć, jaki będzie bieg kolejnych zdarzeń. Mnóstwo tu schematycznych rozwiązań, a mało oryginalności. Daję jednak mały plus za dynamikę akcji i płynność. A także za kilka momentów, które jednak były pewną niespodzianką.
Podsumowując, powieść „Zaklęcia miłosne i inne katastrofy” to przyjemna w odbiorze lektura na leniwe popołudnie. Jest tu i magia, i przyjaźń, i miłość, i cały wachlarz emocji. Trudne wybory, młodzieńcze dylematy, szkolne wyzwania. Coś w sam raz dla fanów literatury młodzieżowej.
Monika Halman