A jeśli wszystko, co myślisz o sobie, okaże się nieprawdą?
Frances zawsze świetnie się uczyła i miała jeden cel: dostać się na wymarzony, elitarny uniwersytet. Wydawałoby się, że nic nie może stanąć jej na drodze: ani przyjaciele, ani wstydliwy sekret, ani nawet ona sama.
Ale kiedy spotyka Aleda, twórcę jej ulubionego podcastu, odkrywa zupełnie nowy świat. Aled otwiera drzwi do prawdziwej Frances, a ona po raz pierwszy doświadcza szczerej przyjaźni i zaczyna poznawać siebie.
Marzenia dziewczyny rozbijają się o to, kim była dawniej i kim tak naprawdę pragnie być. Wie, że musi stawić czoło przeszłości, by raz na zawsze się z nią rozprawić i móc wreszcie być po prostu sobą.
RECENZJA
Od najmłodszych lat celem Frances było zdobycie wykształcenia, dzięki któremu będzie mogła pójść na wymarzone studia. Sama siebie nazywała „maszyną do nauki”. Spotkania towarzyskie ograniczała do minimum, wolny czas poświęcając zdobywaniu wiedzy, ale i słuchaniu pewnego podcastu, który stał się jej małym uzależnieniem. Co więcej, umieszczała w Internecie rysunki nim inspirowane. Wkrótce potem odezwał się do niej autor „Radio Silence”.
Kiedy poznaje Aleda, swojego sąsiada, a zarazem autora ukochanego podcastu, jej życie całkowicie się zmienia. Oto okazuje się, że można żyć nie tylko nauką. I że gdzieś tam czekał na nią człowiek, który doskonale ją rozumie. Rozpoczyna się proces, dzięki któremu bohaterka może zweryfikować swoje dotychczasowe dążenia. I zrozumieć, czego tak naprawdę pragnie.
Sama nie wiem, czego spodziewałam się po tej książce. Historii o miłości, zrodzonej na bazie przyjaźni? Zapewne tak. Niemniej jednak wewnątrz czekało na mnie coś zupełnie innego, rzekłabym nawet, że o wiele lepszego.
To nie tak, że mama Frances wymuszała na niej skupienie się tylko i wyłącznie na nauce. Ba, wręcz przeciwnie – kobieta pragnęła, by jej córka zaznała nieco przyjemności, tak charakterystycznych dla codzienności młodych ludzi. Imprezy, wyjścia z przyjaciółmi, pierwsze miłości; Frances odrzucała to wszystko, skupiając się na zdobywaniu wiedzy. Posiadanie najlepszych ocen miało z kolei pomóc jej w dostaniu się na wymarzone studia. Wydawałoby się, że taka dziewczyna jak Frances nie żałuje niczego, bo i nie zrobiła nigdy niczego nieodpowiedniego. Prawda była jednak zgoła inna, a sekret, który tak skrzętnie ukrywała, palił ją coraz bardziej. Szczególnie gdy poznała Aleda. Bo dotyczył jego siostry.
Tak jak już wspomniałam, nie jest to historia o miłości, lecz o równie silnym uczuciu – a mianowicie przyjaźni. Autorka bardzo dokładnie opisała kolejne etapy rodzącej się między Frances a Aledem więzi. To tak, jakby dwie zagubione dusze odnalazły siebie nawzajem, by móc razem stawić czoło problemom dnia codziennego. Oboje nie mieli lekko, choć w odmienny sposób. Aled od kilku lat mierzył się z ucieczką jego siostry bliźniaczki, jak również naprawdę trudną relacją z matką. Frances z kolei obwiniała się o ucieczkę jego siostry, a swojej dawnej przyjaciółki. Początkowo żadne z nich nie było w stanie skonfrontować się z trudną prawdą, ujawniając tajemnicę przed drugą stroną. Jednak dopiero podzielenie się tym, co ciążyło im na sercach, przyniosło ulgę.
Powiem szczerze, że moment, w którym wyszła na jaw sytuacja rodzinna Aleda (a dokładniej to, jaką psychopatką jest jego matka), mocno mną wstrząsnął. Wiem, że wiele osób boryka się z podobnym problemem, jednak dla mnie jest on po prostu… niezrozumiały. Nie rozumiem bowiem, jak rodzic może wymuszać na własnym dziecku posłuszeństwo, i to w tak straszny, bolesny sposób. Wręcz wyglądało to na czyste pastwienie się nad słabszą, całkowicie podporządkowaną jednostką. To tak, jakby matka Aleda chciała po kawałku odebrać mu jego jestestwo, by nie miał już nic, co motywowałoby chłopaka do dalszego życia. Przerażający obraz. Dlatego ważne jest, by książka była znana szerszemu gronu odbiorców – bo opowiada nie tylko o sile przyjaźni, lecz również o tym, jakie piekło mogą zgotować nam ci, którzy powinni nas chronić przed złem.
Wiecie, często mam tak, że jeżeli książka jest naprawdę dobra, to ciężko mi zrecenzować ją tak, by przelać wszystkie odczucia z lektury, a tym samym zachęcić pozostałych czytelników do sięgnięcia po daną pozycję. Za dużo kotłujących się emocji. Mam wrażenie, że wykorzystywane przeze mnie słowa nie przekazują w pełni tych odczuć tak, jakbym chciała. Mam jednak nadzieję, że zarysowałam Wam historię na tyle, że poczujecie, choć odrobinę chęci, by sięgnąć po „Radio Silence”. Zapewniam, że czeka tam na Was kawał dobrej historii, która nie wypuści Was ze swych papierowych ramion aż do ostatniej kropki. Czy jej zakończenie przyniesie Wam nadzieję, a może wręcz przeciwnie – smutek? Tego nie powiem. Faktem jest jednak, że podczas lektury poczujecie wiele.
Katarzyna Pinkowicz