Widma na strychu? Zjawy przy łóżku? Od tego jest Lockwood i spółka!
Przerażający wysyp duchów powoduje chaos w całym Londynie. Podczas gdy policja, rząd i prywatni detektywi są bezradni, trio z najmłodszej londyńskiej agencji detektywistycznej podejmuje największe jak dotąd wyzwanie w karierze. To będzie prawdziwy horror!
Agenci z Lockwood i Spółka, początkowo wyłączeni z dochodzenia nad źródłem tego wysypu zjawisk paranormalnych, i tak pracują pełną parą. Anthony niczego się nie boi, George rozwiąże każdą zagadkę, Lucy puszcza wodze swojego talentu, a duch zamknięty w słoju rzuca sardoniczne komentarze.
Od kiedy Lockwood odsłonił przed Lucy i George’em kilka faktów ze swojej przeszłości, cała trójka jeszcze bardziej się zbliżyła, a Lucy czuje, że na Portland Row jest jej prawdziwy dom. Gdyby tylko nie pojawiła się w nim nowa asystentka Lockwooda, irytująca, energiczna i kompetentna Holly Munro…
Tymczasem w Londynie jest coraz więcej nawiedzonych domów, nocnych napaści i niesamowitych zdarzeń. Czy Lockwood i Spółka zdołają odłożyć na bok niesnaski? A może narastający konflikt narazi ich wszystkich na śmiertelne niebezpieczeństwo?
W najnowszej części serii Lockwood i Spółka robi się naprawdę groźnie, napięcie rośnie, a wraz z nim powstają nowe więzi i nieoczekiwane sojusze.
RECENZJA
Przed nami trzeci tom mrożących krew w żyłach przygód parapsychicznej agencji detektywistycznej Lockwood i Sp. Trzeci tom, a ja mam wrażenie, że każdy poprzedni jest gorszy, a ja bawię się coraz lepiej.
Za dużo sobie nawyobrażałam po tytule. Sądziłam, że będzie bardzo mrocznie, że ktoś będzie udawał Lockwooda i wszystkie jego tajemnice z poprzednich tomów staną się ogromnym problemem. Jest trochę inaczej, tytuł ma trochę inne znaczenie, jak u Strouda bywa, dość zaskakujące. Całość akcji toczy się jednak wokół ogromnego wysypu duchów, z którym walczą prawie wszystkie agencje i jakoś poradzić sobie z nim nie mogą. Nie ma wspólnego klucza, nie ma źródła, jest tylko Problem i to potężny. Giną agenci, giną dzieciaki z nocnej straży, robi się naprawdę nieprzyjemnie. A mimo to i mimo dość dobrych rekomendacji z poprzednich akcji nasza ulubiona agencja działa raczej na uboczu, obok centrum wydarzeń. Owszem, mają mnóstwo zleceń, coraz częściej chodzą sami na akcje, bo inaczej by się nie wyrobili, ale do wysypu jakoś nikt ich nie chce wziąć. Bo sami nie dadzą rady. No sami oczywiście nie, ale ich talenty są naprawdę godne wzięcia pod uwagę. I jak je wykorzystają, to robi się naprawdę gorąco.
Czytanie na wdechu zapewnione. Od pierwszej do ostatniej strony. Wspomnieć również należy, że w tej części czaszka jest wybitnie rozgadana i kto ją kocha, ten się nie zawiedzie. Jednak ci, co znają czaszkę wiedzą, że raczej nie uspokaja sytuacji, więc emocji na pewno nie zabraknie.
Wysyp wysypem, duchy duchami, ale oprócz tego przecież jest normalne życie pomiędzy zleceniami. I w to życie wchodzi ona – asystentka. A wraz z nią usystematyzowanie zleceń, wartościowe posiłki, porządek w domu i… zazdrość. Tak, Lucy jest zazdrosna o wiecznie śliczną, dobrze wychowaną, zawsze wspierającą perfekcyjną pomocnicę, którą Lockwood zatrudnił za jej plecami, w czasie, gdy odwiedzała rodzinę. I nie ma znaczenie, że dziewczyna ma słaby talent, dlatego siedzi w biurze, a nie bierze udziału w akcjach. Zazdrość to zazdrość i logicznym argumentom się nie poddaje. W rezydencji zapanował więc porządek i podły nastrój osoby, która umie rozmawiać z duchami. Oczywiście wiemy, że to przepis na katastrofę? No właśnie.
Stroud w mistrzowski sposób łączy lekką grozę i ogrom humoru. Książki się nie czyta, książkę się pochłania, bez względu na to, czy ma się lat -naście, czy -dzieści. Jest fantastycznie rozluźniająca, odświeżająca i zabawna. Nie mogę się doczekać kolejnych części, bo tych bohaterów nigdy dość. A jeszcze tyle tajemnic do odkrycia.