Gdy idę do pracy, lubię mieć pewność, że na koniec miesiąca dostanę wypłatę. Z kolei, gdy zabraknie mi chleba, nie szukam sklepu, w którym obsługa nie pilnuje swojego towaru. Dlatego też, gdy chcę przeczytać książkę, kupuję ją przez Internet albo idę do księgarni. Zapytacie dlaczego? Po co się tak męczę skoro wszystko mam na wyciągnięcie ręki? Wystarczy dosłownie jeden klik? Mam kilka powodów.
Ale zacznijmy od prawa. Kodeksy to fajna sprawa, można się z nich dowiedzieć, co jest legalne, a co nie. A gdy już ktoś do tego dojdzie, to z radością pochwali się w Internecie swoim odkrycie. Nie trzeba wiele starań, by znaleźć informację, że pobieranie plików wcale nie jest nielegalne. Ale jak to? Najnowsza powieść Kinga może być na moim komputerze i nic mnie nie kosztować? Owszem, nasz system prawny, przynajmniej w tym zakresie, skonstruowany jest tak, by karać sprawcę, a nie korzystającego. Jeśli więc wrzucicie kupioną/pobraną książkę, jak najbardziej łamiecie prawo. Nawet jeśli do udostępnianie jest wymuszone przez program do ściągania (tak działają różnego rodzaju torrenty). Za samo pobieranie, nie grozi Wam nic (chybachyba że mowa o utworzone przed datą premiery, to już inna bajka). Nic, poza świadomością, że właśnie, zamiast rozwijać czytelnictwo w kraju, dokładacie cegiełkę do jego upadku. Bo legalne, nie oznacza moralne.
Spójrz na sprawę od drugiej strony. Wyobraź sobie, że piszesz książkę. Najpierw szukasz tematu, potem prowadzisz badania, zbierasz dane i miesiącami, po pracy, piszesz książkę. Załóżmy, że nie jesteś dzieckiem miliardera, właśnie debiutujesz i cały wolny czas, kosztem dzieci, odpoczynku czy snu, poświęcasz na swoje dzieło. Udało się! Ktoś chce je wydać! Jeździsz, promujesz, zachęcasz. I kolejny sukces, są chętni na Twoje książki. Ale przecież mogą je mieć za darmo. Włączają Internet i… ściągają. A Ty nie masz z tego złamanego grosza. I co z tego, że kochasz pisać, skoro samą pasją nie opłacisz rachunków. To frustrujące, nie sądzisz? Pisarz też człowiek…
Ale na pobieraniu nie tracą tylko autorzy, pomiędzy napisaniem a wydaniem książki, jest cały szereg ludzi. Wydawcy, korektorzy, graficy. Oni też lubią dostawać wypłatę na konto. Z tym zdaniem można dyskutować i powiedzieć, że ich wynagrodzenie to stała kwota, niezależna od tego ile książek się sprzeda. Przykładowo, za przetłumaczenie książki zapłaci się raz i ma się problem z głowy. W tym sensie jest to prawda. Ale… te koszty trzeba też podzielić mniej więcej na ilość sprzedanych egzemplarzy. Wniosek? Im więcej książek zostanie kupionych, tym ich cena będzie niższa.
Spójrzmy na problem z szerszej perspektywy czasowej. Jeśli twój ulubiony autor uzna, że nie opłaca mu się pisać książek, to zamiast poświęcić się pisaniu kontynuacji… zostanie mechanikiem samochodowym. No wiecie, nikt się nie zastanawia, czy naprawdę trzeba zapłacić za naprawę, to dobra alternatywa 🙂 Ale co więcej, każda kiepsko zarabiająca działalność upada. Książki będą więc wydawane na gorszym papierze, ich ceny będą rosły, a tłumaczenia i korekty zaczną wołać o pomstę do nieba. Wydawnictwa przestaną też tłumaczyć tytuły, których nie są pewni. Co więcej, przestaną też stawiać na debiutantów. Czy jest wśród nas ktoś, kto chce zostać pisarzem? W takim razie doskonale wie, jak ciężko znaleźć wydawcę. Już część wydawnictw oczekuje, że autor z własnej kieszeni opłaci co najmniej część kosztów. A ten biedak może potem już tylko trzymać kciuki, że ktoś zdecyduje się kupić jego powieść, zamiast pobrać z Internetu. I tak wracamy do punktu wyjścia.
Bo chociaż wirtualna rzeczywistość daje nam wiele możliwości, to nie z wszystkich z nich trzeba korzystać. Zwłaszcza wtedy, kiedy zamiast nich możemy podjąć o wiele bardziej moralne decyzje. Jakie? Jest ich wiele. Zacznijmy od tego, że są biblioteki. No tak, o tym wiedzą wszyscy. Pomyśl, może jest w Twoim otoczeniu ktoś, kto lubi czytać książki? Może nawet klub? Wymienianie się też jest fajne! Ale wróćmy do Internetu. Na FB możecie znaleźć wiele grup, które nie tylko wymieniają się linkami, ale prawdziwymi książkami również. Błyskawicznie znajdziesz też informacje, gdzie można tanio kupić zarówno wydanie papierowe, jak i ebook. Księgarnie robią naprawdę gigantycznie przeceny, a kwoty 5, 10 czy 15 złoty to nie żart, a regularna oferta. W ten prosty sposób, za niewielkie pieniądze, naprawdę pokazujesz, że lubisz czytać książki. Doceniasz ludzi, którzy je tworzą, autora, wydawcę, redaktorów i wszystkich innych, którzy pracują specjalnie z myślą o czytelniku. Dajesz też wyraźny znak, co lubisz czytać, wybierając tą, a nie inną książkę, kształtujesz rynek literatury. Nie zbawisz świata, nie usuniesz nielegalnie publikowanych ani nawet nie sprawisz, że autorzy rzucą wszystko by móc więcej pisać. Ale zrobisz krok w dobrym kierunku i przede wszystkim będziesz… w porządku.