„After” opowiada historię Tessy rozpoczynającej studiowanie na WCU, którą już pierwszego dnia irytuje, a oczywiście, w najbliższym czasie oczaruje Hardin, czyli młody, gniewny, wytatuowany ze skomplikowaną przeszłością i rozdwojeniem jaźni przystojniak zmieniający się pod wpływem miłości.
Miałam wielkie obawy co do tego w jaki sposób producenci filmowi chcą przedstawić fabułę książki nie tworząc z tego filmu pornograficznego, ale liczyłam na zaskoczenie, ponieważ zwiastun miło mnie oczarował. Na pierwszy rzut oka aktorzy wydają się być idealnie dobrani, często zdarza się, że nastolatków grają 30-latkowie, więc przyjemnie patrzyło się jak bohaterowie dosłownie zostali przeniesieni na ekran. Już widać na jakie przede wszystkim wątki postawili i myślę, że scena nad jeziorem zrobili furorę, ale jestem ciekawa jak spójnie to zrobią, ponieważ akcja w książce jest trochę nie ciągła i z jednego skrajnego zachowania przechodzimy w drugie i nagle wszystko się zmienia i nikt nie wie co się dzieje, więc miło będzie móc to porównać.
Zaczynając od książki.
Myślę, że nie zaskoczę nikogo, gdy powiem, że mimo objętości książki to przeczytałam ją w szybkim czasie. Choć uważam, że w 600 stronach można zawrzeć o wiele bardziej wątkową i przejmująca fabułę, niż tą, którą zafundowała nam autorka. Kłótnie, rozstania i seks głównych bohaterów równocześnie można by ująć w 200 stronach i w takim wypadku możliwe, że lektura bardziej by mi się spodobała, ponieważ wiele fragmentów było przeciąganych nudną gadaniną, którą miałam ochotę przewinąć i mam wrażenie, że gdybym to zrobiła to wiele by mnie nie ominęło.
Opowiadania na Wattpadzie tym bardziej typu fanfiction nie są mi obce, lubię czasem zajrzeć na tę platformę i poczytać niektóre historie, najczęściej po angielsku by go trochę podszkolić. I nie dziwię się, że na tej stronie „After” było fenomenem. Jest bardzo na równorzędnym poziomie z wieloma innymi znajdującymi się tam. To iż została wydana i to na taką skalę było zwykłym szczęściem, mogło to spotkać wiele innych piszących osób, bo takich historii znajduje się tam wiele. Dlatego też rozumiem objętość książki (przypomnijmy, że tam rozdziały są wydawane co jakiś czas, przez co przyciąga się czytelników chwytliwym zakończeniem rozdziału plus jest ich bardzo wiele). I to bardzo widać, różni się ta opowieść od zwyczajnej książki. Rozdziały są krótkie, wiele nic nie wnosi, a czasem składają się wyłącznie z kłótni plus seksu. I to jest typowe zjawisko dla fanfiction, ale ja spodziewam się trochę więcej po książce. Tzn. widać tu również podobieństwo do innych lektur, np. „Story of bad boys ”, równie pokręcony główny bohater niemogący zdecydować czego chcę i dobra dziewczyna rzucająca dla niego wszystko, bo rozpala jej ciało żarem. Tamtą książkę również ochrzaniłam za powtarzalny schemat i irytacje na postaci, ale równocześnie przyznałam, że jest ona zwyczajnie lekka i czyta się szybko i dla niezobowiązującego czytelnika jak ja jest to okay. Dlatego nie rozprawiajmy co można nazwać książką, a co też nie, nie rozdzielajmy aż tak świata książkowego.
Uważam, ze tu seksu jest za dużo. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko erotyce w powieściach, z chęcią poleciłabym nastolatkom tę książkę, ponieważ sceny zbliżeń są nawet w ładny sposób opisany, w takim sensie, że odczucia bohaterki były rzeczywiste, naturalny ból przy pierwszym razie, dyskomfort, niepewność, zupełnie naturalne. Ale z drugiej strony, ta relacja nie była ani trochę zdrowa. Jak sama główna bohaterka przyznała: ciągle się kłócą, ale zawsze się godzą, tylko, że w sposób łóżkowy. Jak dla mnie, to jednak nie jest dla młodszej nastolatki, która jeszcze nie ma wiele pojęcia o związkach i to mi się bardzo nie podoba.
Jakoś nie zwróciłam uwagi na głównych bohaterów. Byli irytujący, pogubieni, kierowali się porywami emocji i niewiele logiki można było znaleźć w ich zachowaniu. Tesse bez problemu możemy nazwać typową Mary Sue, a Hardina typowym Bad boyem, więc naprawdę nie ma nad czym się zachwycać i co rozpisywać.
Więc gdyby odciąć wszystkie sceny erotyczne myślę, że nie ma wiele do opisywania. Są poboczne wątki, ale bardzo często one są niedokończone, tak samo jak zakończenie, które wyłącznie zachęca do kupienia kolejnego temu, co mnie znacznie zirytowało.
Ale zaciekawiło mnie potraktowanie tego w filmie, czy zakończy się jak książka i nastąpi kontynuacja?
Zgrabnie przechodząc do filmu:
Był za krótki. 1h45minut filmu to wcale nie tak mało, ale przy tak grubej książce jest różnica. Jak wspominałam, nie było zbyt wiele wątków do przedstawienia, więc w fabule wyglądało to tak jakby akcja całości trwała jakieś 3 dni, w których główni bohaterowie głównie skupiali się na swym kontaktu fizycznym.
Wychodząc z sali kinowej często się dyskutuję z osobą towarzyszącą o obejrzanym filmie i to również zawsze robię, a w tym przypadku wystarczyło kilka zdań naszej opinii i nic więcej nie miałyśmy do powiedzenia na ten temat. Nie było żadnej ekscytacji, wielkich emocji, podniecenia, zainteresowania. Totalnie obojętnie przedstawione fakty. A po krótkim czasie już nawet zapomniałam, że głównie spotkaliśmy się by wybrać do kina i film poszedł w niepamięć.
Hardin był bardzo mdły i nudny. Była tylko jedna sytuacja, w której przedstawiona została jego arogancja. Mam wrażenie, że z tym mają najwięksi problem odtwórcy książek iż z Bad boya robią potulnych chłopaków, którzy momentalnie zmieniają się dla ukochanej. Spójrzmy choćby na Jace’a z Darów Anioła. Według mnie w adaptacji filmowej jest za słodki, a serialowej za nudny. Może na ekranie bardziej widać, że takie sytuacje rzadko mają miejsce, a autorzy książek na zbyt wiele sobie pozwalają? Nie wiem, ale Hardinowi zdecydowanie brakowało charakteru i temperamentu, który był jego opisem i rzeczą dominującą, gdy się o nim myślało.
Tessa nie miała wielkiego pola do popisu nawet w książce, więc myślę, że sprostała swemu zadaniu. Aktorka grająca ją była prześliczna i o to głównie chodziło. Ogólnie para wyglądała razem bardzo ładnie i cieszyli oko, ale niewiele po za to. Nie wyczułam jakieś wielkiej chemii między nimi. To kolejny film romantyczny, którymi mogą się pozachwycać osoby niewymagające wielkich zwrotów akcji, a słodkich pocałunków.
Brakowało pobocznych postaci. Molly raz na jakiś czas, może zliczając wszystko, to wyszło z 5 minut, wpadała by poirytować widza, Steph poimprezowała za mocno, bo prawie w ogóle jej nie było, chłopcy z paczki nie dość, że nie grzeszyli urodą (w książce, przecież to byli przystojniacy, na których leciały wszystkie dziewczyny), to nawet nie pamiętam, do którego były przypasowane imiona. Landon miał największy udział w filmie oraz matka Tessy. Zrobili z niej ostatecznie pozytywną bohaterkę, czego nie mam nic przeciwko, ponieważ było to nawet przyjemne i lepiej mogliśmy zrozumieć jej myślenie. Może tylko wątek z rodzicami Hardina był lepszy niż w książce, jakoś bardziej mnie poruszyła przedstawiona sytuacja. Choć nadal konkurs głównych bohaterów pt. „Kto ma gorszego ojca?” doprowadzał do wkurzenia.
Jak pamiętamy, Noah był bardziej przyjacielem niż chłopakiem Tessy, ale jednak jakoś tam siedział ciągle w jej głowie i część jej myślenia była mu poświęcona, nakierowana na to, że jest on jej drugą połówką. A tutaj polecieli po całości robiąc z niego młodszego braciszka i od początku już mamy myśl „acha, on długo nie pobędzie w tej fabule”.
Myślałam, że furorę zrobi scena nad jeziorem. Jednak twórcy nie poszaleli i zafundowali nam tylko piękne krajobrazy. Sceny erotyczne były nie nachalne, z tego co pamiętam były zaledwie dwie i to zgrabnie przedstawione, choć przez większość czasu na ekranie Hardin i Tessa się całowali.
Nie wiem, które zakończenie bardziej mi się podobało. Zdziwiło mnie, że reżyserka bardziej postawiła na zamknięte, bardziej wyjaśniające, choć nadal pozostawia to wiele pytań.
Dużo czasu w kinie nie spędziłam, najadłam się popcornem, poniszczyłam sobie trochę wzrok, pośmiałam się żartując, nie uważam tego za stracony czas, ale o wiele lepiej wspominam inne seanse. Spodziewanego filmu pornograficznego nie otrzymałam, z czego się bardzo cieszę, nie byłabym zachwycona z tego, że kinematografia rusza w tym kierunku. Historia już początkowo nie porwała mojego serca, więc i tutaj nie mogło się to wydarzyć.
Przez to, że byłam bardzo nieprzekonana do książki, nie przypadła mi do gustu to kompletnie, to jednak taki nudny, krótki romans na ekranie był dla mnie przyjemniejszy, choć uważałam, że żadne z utworów nie są na wysokim poziomie. To jednak mniej żałuję poświęconego czasu na obejrzenie filmu. Raczej nie sięgnę po kolejne tomy ani nie zmarnuję następnych pieniędzy na bilety kinowe.