Początek nowej serii Mony Kasten, autorki z czołówki listy bestsellerów tygodnika „Der Spiegel”! Pierwsza powieść fantasy w dorobku twórczyni uwielbianych książek obyczajowych!
Zoey nieoczekiwanie odkrywa w sobie talent do magii śmierci. Dylan jest Żniwiarzem, który jednym dotknięciem potrafi wyrwać z człowieka duszę. Trafiają do Evefall – akademii, która pilnie strzeże swoich sekretów. Czy jednym z nich jest śmierć szkolnego kolegi Zoey?
„A jeśli pomyślę, że wszystko stracone, czy uratujesz mnie przed ciemnością?” – przepełniony magią i mrokiem romans paranormalny w nurcie dark academy.
Nie pozwolę ci odejść, Zoey. Nigdy. Życie siedemnastoletniej Zoey King staje na głowie, gdy przewiduje śmierć szkolnego kolegi. Okazuje się, że zamiast daru uzdrawiania, jaki powinna odziedziczyć po słynnej matce, ma predyspozycje do magii śmierci, jest banshee, szyszymorą. Wstrząśnięta tym odkryciem musi przenieść się na inny wydział Everfall Academy.
Przydzielony jej mentor, Dylan Dae Park, jest Żniwiarzem, który jednym dotknięciem potrafi wyrwać z człowieka duszę. Ma pomóc Zoey w oswojeniu się z nowoodkrytymi zdolnościami. Jednak śmierć kolegi nie daje jej spokoju. Gdy postanawia przyjrzeć się dokładniej tej sprawie, stopniowo odkrywa, że sporo osób z akademii ma coś do ukrycia i pilnie strzeże swoich mrocznych tajemnic. A przede wszystkim Dylan, na widok którego jej serce zaczyna bić szybciej…
RECENZJA
Twórczość Mony Kasten nie jest mi obca. Czytałam jej poprzednie serie i miło spędzałam przy nich czas. Dlatego byłam bardzo ciekawa, jak poradzi sobie ona w nowym dla niej gatunku.
Przyszłość Zoey King od zawsze była wiadoma. Po tym, jak objawi się jej moc uzdrawiania, po ukończeniu szkoły miała zacząć pracę dla Rady. Niestety całe jej życie odwraca się do góry nogami, gdy na balu objawia się jej moc, która nie ma nic wspólnego z magią życia, a wręcz przeciwnie, ma ona predyspozycje do magii śmierci, gdyż jest banshee. W ciągu jednego dnia musi zmienić akademik i wydział w Akademii Everfall. Jej nowym mentorem zostaje żniwiarz Dylan Dae Park, a starzy przyjaciele i chłopak zaczynają się od niej oddalać. Co więcej, niespodziewana śmierć ucznia, nie daje jej spokoju, dlatego razem z nowymi znajomymi postanawia zbadać tę sprawę. Jednak ktoś nie chce, żeby prawda ujrzała światło dzienne, a życie Zoey będzie w niebezpieczeństwie.
„Fallen princess” reklamowana jest jako „przepełniony magią i mrokiem romans paranormalny w nurcie dark academy”. I co do tego, że w książce jest magia, mogę się zgodzić, że jest klimat dark academy również, ale co to tego romansu to już tak nie koniecznie. Może w kolejnych częściach faktycznie coś z tego będzie, bo zadatki są, ale w tomie pierwszym jest tylko zalążek romansu. Dlatego właśnie wolę uprzedzić te osoby, które sięgną po książkę tylko dla wątku romantycznego, bo mogą srodze się rozczarować, a po książkę naprawdę warto sięgnąć.
„Fallen princess” czytało mi się bardzo dobrze. Jest to książka na raz. Ci, którzy czytali już coś Kasten wiedzą, że jej styl jest bardzo lekki, a po stronach dosłownie się przelatuje i nawet nie wiadomo kiedy dociera się na koniec.
W książce bardzo podobało mi się to, jak autorka pokazała wykluczenie przez środowisko i przyjaciół. Gdy w Zoey przebudził się dar, nagle wszyscy się od niej odsunęli. A przecież ona się nie zmieniła, nadal była tą siedemnastolatką, która pragnęła spełnić wygórowane wymagania matki, która chciała udzielać się dla dobra szkoły, jej uczucia nie uległy zmianie. Dostała tylko moc, która przerażała innych i właśnie to sprawiło, że została wykluczona z życia, które do tej pory znała. Przyjaciele nie mieli dla niej czasu, nie chcieli z nią nawet siedzieć podczas posiłków, nie zapraszali ją na imprezy. Nawet ukochany, z którym znała się od najmłodszych lat, zaczął ją inaczej traktować. W takich chwilach można zobaczyć, na kogo można naprawdę liczyć. Na szczęście Zoey zdobyła nowych przyjaciół, którzy rozumieli, co przeżywa.
Podobał mi się również wątek kryminalny. Byłam bardzo ciekawa, kto i dlaczego zabił Finna i gdy tajemnica się rozwiązła byłam bardzo zaskoczona, bo nic nie wskazywało akurat na te osoby.
Na końcu warto wspomnieć o rewelacyjnym wydaniu książki. Bardzo podoba mi się nowa moda na barwione brzegi, zwłaszcza gdy tak jak tutaj, nie jest to po prostu jeden kolor, a jakiś wzór, który nawiązuje do treści książki.
Podsumowując, chociaż w „Fallen princess” nie ma dużo romansu, a przynajmniej tak rozbudowanego, na jaki bym liczyła, to Mona Kasten potrafiła wciągnąć mnie na kilka godzin do swojego magicznego świata, w którym nie można nikomu zaufać, a pomoc przychodzi z nieoczekiwanej strony.