Pierwszy tom magicznej sagi o wróżkach, jakiej jeszcze nie było!
Minęły lata, odkąd zaginął najważniejszy artefakt Atrilii – Serce Vilvena. Bez niego kraina wróżek choruje – magia znika, a wraz z nią umiera też cała przyroda. Podczas Święta Przesilenia Letniego księżniczka Aurora Viendelle zostaje wyznaczona przez Pradawnych do roli tej, która ma uratować ginący świat. Żeby to zrobić, musi poświęcić swoje piękne skrzydła, by przekroczyć magiczną barierę otaczającą znany jej świat i wyruszyć w głąb ziem należących do ludzkich królów i królowych. W trakcie poszukiwań artefaktu spotyka nowych sprzymierzeńców i starych wrogów, ucieka przed smokami, zaprzyjaźnia się z rycerzami i poznaje, być może, prawdziwą miłość. Jednak zegar tyka, a Serca Vilvena dalej nie widać na horyzoncie…
Czy Aurorze uda się je znaleźć, zanim będzie za późno?
RECENZJA KSIĄŻKI SERCE VILVENA
Kiedyś nie przepadałam za debiutami, zwłaszcza polskimi, a to dlatego, że wiele razy się sparzyłam, ale gdy w końcu zaczęłam trafiać na dobre książki, postanowiłam, że nie będę względem nich taka niechętna. Dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach książkę Agnieszki Nowak „Serce Vilvena”, postanowiłam dać jej szansę, tym bardziej że nie czytałam do tej pory wielu historii, w których to wróżka byłaby główną bohaterką.
Wiele lat temu z krainy wróżek zaginął najcenniejszy artefakt, Serce Vilvena, bez którego cały kontynent powoli zaczyna umierać. W dniu, Święta Przesilenia Letniego, księżniczce Aurorze zostaje wyznaczone zadanie odnalezienia zaginionego artefaktu i sprowadzenia go na ziemie wróżek. W tym celu ma udać się na ziemie ludzi, ale żeby się na nie dostać, musi oddać to, co ma najcenniejsze, swoje skrzydła. Czy jej poświęcenie było potrzebna? Czy uda jej się odnaleźć zaginione Serce?
Gdy tylko książka trafiła w mojej ręce, od razu zabrałam się za czytanie. Byłam bardzo ciekawa, jak poradziła sobie autorka w debiutanckiej powieści. Czy będzie to coś, co będę czytała z zapartym tchem, czy może z trudem przez nią przejdę? Bo jeśli chodzi o samo wydanie, to książka ma już u mnie spory plus. Ładna okładka i mapka świata to jest coś, co zawsze doceniam, ale to wnętrze jest jednak najważniejsze, a tutaj niestety mam z nim problem.
Jeśli chodzi o sam pomysł na fabułę, to bardzo mi się on podobał. Zaginiony artefakt, księżniczka, która próbuje uratować swoje królestwo, potyczki, nowi towarzysze i sojusznicy, a na koniec nieoczekiwany wróg. To wszystko było bardzo dobre. Niestety podczas czytania nie czułam zupełnie żadnej ekscytacji. Z jednej strony byłam ciekawa, jak to wszystko się skończy, to z drugiej strony wszystkie sceny potyczek, czytałam z obojętnością, byle dalej. Może było to spowodowane tym, że bohaterowie raczej szybko radzili sobie z każdym niebezpieczeństwem, które napotkali na swojej drodze. Nie ważne czy było to magiczne stworzenie, czy człowiek.
Tak samo miałam problem z bohaterami. Byli oni dobrze wykreowani, każdy na swój sposób był inny i odgrywał różną rolę dla fabuły, to niestety nie czułam między nimi chemii. A już zupełnie nie rozumiem, jak rozwinął się wątek romantyczny (nie chcę tutaj pisać więcej, żeby nie spolerować fabuły).
Jeśli chodzi o styl autorki, jest on dość przyjemny, chociaż brakowało mi w nim trochę lekkości.
Podsumowując, jak na debiut książka była dobra i mogę polecić ją tym, którzy czują niedosyt historii o wróżkach w polskiej literaturze. „Serce Vilvena” jest pierwszym tomem sagi o wróżkach, więc kiedy pojawi się kolejny tom, to pewnie po niego sięgnę, ale raczej nie jest to kontynuacja, której będę wyczekiwać.
Honorata Jamroży