Rozdzierająca opowieść o nastolatce zmagającej się z nałogiem i o podróży, którą musi odbyć, aby wyzdrowieć.
Każdy w życiu piętnastoletniej Belli czegoś od niej potrzebuje. Mama oczekuje pomocy w domu, tata – żeby nie sprawiała kłopotów, a były chłopak – żeby nie zawracała mu głowy. Jedyną osobą, która nigdy niczego nie chciała, była jej babcia. Ale teraz babcia nie żyje.
Tylko jedna rzecz łagodzi presję: alkohol. To on sprawia, że życie jest łatwiejsze, traci swoje ostre kontury. A przecież to dobrze, w końcu wszyscy piją. Poza tym Bella może przestać, kiedy tylko zechce.
Jednak gdy na przyjęciu z okazji Święta Dziękczynienia Bella traci przytomność i budzi się w szpitalu, dociera do niej smutna prawda – coś jest BARDZO nie tak. Nadszedł czas, aby zmierzyć się z rzeczywistością. A dla Belli rzeczywistość to odwyk…
RECENZJA
Bella sobie radzi. Ze szkołą, ze znajomymi, z tęsknotą za babcią, z rozwodem i oczekiwaniami rodziców. Niestety nie tak, jak piętnastolatka powinna sobie radzić – krok po kroku, powoli, czasem z buntem i lenistwem. Bella radzi sobie przy pomocy alkoholu. Tylko czy to naprawdę taki dobry pomysł?
Ta książka boli. Boli wręcz fizycznie, budzi lęk, niepokój, niezgodę. Budzi mnóstwo pytań, a odpowiedzi nie napawają optymizmem. Bo ileż jest wokół takich szklanych dzieci, gotowych się rozpaść na milion kawałków od rzeczy zdawałoby się błahej? Ileż jest takich, które się znieczulają, stawiają czoła rzeczywistości przy pomocy różnych używek? I ilu jest rodziców, opiekunów, nauczycieli, przyjaciół, którzy zignorowali objawy. Zignorowali, bo często ich nie widzieli lub nie chcieli widzieć.
Bella nie jest samotna. Ma wokół siebie sporo osób, które na pierwszy rzut oka ją wspierają, interesują się mniej lub bardziej. Tylko że ich największą radą jest „weź się w garść”. Bella tłamsi emocje w sobie, a oni nie naciskają, nie pytają, bo przecież wydaje się w porządku. A pod spodem jest mnóstwo smutku, strachu, pod spodem jest dziecko, którego nikt nie utulił, gdy tego potrzebowało, a rodzice wręcz wymagali od niej dorosłego zachowania, gdy sami tego nie potrafili.
„The Glass Girl” to przede wszystkim opowieść o wielkim smutku i samotności. O rozrywającej tęsknocie za kimś, kto po prostu będzie i nic nie będzie chcieć, o kimś, kto zaakceptuje wszystko, bez względu na to, jak straszne to będzie. I szukaniu zamiennika. To książka o wpadaniu w alkoholizm, krok po kroku, niezauważalnie, głęboko. Tym bardziej poruszająca, że autorka przeszła tę drogę. I tym cenniejsza, bo to nie są puste frazesy, to nie jest książko-ostrzeżenie, jak bezosobowy tekst o szkodliwości alkoholu na reklamie.
Tu nie ma mów profilaktycznych i połajanek, tak nielubianych przez młodych. Jest za to historia dziewczyny takiej, jak każda inna, może ciut bardziej wrażliwej i skrytej, takiej, którą można minąć na ulicy. Historia banalna jak każda inna, od pierwszego łyku dającego wolność po terapię i ciężkie wychodzenie z nałogu. Bez upiększeń, brutalnie, szczerze, plastycznie. To książka o szukaniu na nowo siebie, sensu życia i powodu, by żyć, w tej samej trudnej rzeczywistości, ale bez wspomagania, za to z ciągłą kontrolą, by znów nie wpaść.
Książka jest skierowana głównie dla młodzieży, pisana językiem dla nich zrozumiałym, o ich rówieśnikach i problemach, z którymi mogą się spotkać. Jednak zdecydowanie polecam lekturę rodzicom. Żeby nie przegapić, żeby na czas zobaczyć i na czas usłyszeć przeraźliwe wołanie. Bo one zawsze wołają, czasem tylko bardzo, bardzo cichutko.
„Gdziekolwiek jesteś i niezależnie od tego, jak bardzo ciemna wydaje Ci się droga, którą kroczysz – wracaj.
Ktoś zostawił dla Ciebie zapalone światło”.
Katarzyna Boroń