Ostatnią rzeczą, o jakiej marzy Charmaine Wallace, jest nauka w szkole takiej jak Mulberry Heights. Ponury internat położony w środku lasu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, przyprawia ją o dreszcze. Nie pozostaje jej jednak nic innego, jak zacisnąć zęby i dostosować się do nowego życia.
Na pozór nudna i wybitnie restrykcyjna szkoła skrywa wiele tajemnic. Pewien dziwny chłopak, o którym krąży mnóstwo plotek i którego większość uczniów omija szerokim łukiem, od początku budzi ciekawość Charmaine. Dziewczyna postanawia na własną rękę odkryć jego sekret. Prędko okazuje się, że zainteresowanie nie jest jednostronne, a chłopak zaczyna wręcz nadmiernie zabiegać o jej uwagę.
Pewnego dnia w niewyjaśnionych okolicznościach ze szkoły znika uczeń, a tajemniczy kolega Charmaine staje się głównym podejrzanym w sprawie zaginięcia. Czy Charmaine uda się odkryć prawdę i oczyścić chłopaka z zarzutów? Jaki dramat kryje się w jego życiu? Czy grupka przyjaciół zdoła go uratować… przed nim samym?
RECENZJA
Charm ląduje w szkole pośrodku niczego razem z innymi dzieciakami bogatych rodziców. I nie, nikt się tu nie wywyższa, bo ta szkoła to jeden wielki problem. Tu każdy kryje coś przed światem, tu każdy czuje się nieszczęśliwy i wspiera innych. A najbardziej wsparcia potrzebuje chłopak, którego większa część szkoły się boi – Laure. Przepis na romans, prawda? I dramat w jednym.
Nie umiem się zdecydować, czy ta książka jest bardziej straszna, czy nieprawdopodobna. Choć po głębszym przeanalizowaniu sprawy doszłam do wniosku, że choć autorka mocno przerysowuje sytuację, a przynajmniej mam taką nadzieję, to jednak takie rzeczy się dzieją. Są nastolatkowie gnojeni przez własnych rodziców, są bici, znieważani, są im podcinane skrzydła i to przy milczącej zgodzie innych dorosłych. I są nastolatkowie krzywdzący siebie i innych, byle tylko na chwilę mieć poczucie kontroli nad własnym życiem i by znaleźć kogoś, kto rozumie. Tak, to jest ciężka książka, głównie przez to, że w szkole nikt nie reaguje, chyba że już bardzo, bardzo musi. Tam w zasadzie nie ma nauczycieli. I nie wiem, czy jest to celowy zabieg pokazujący władzę bogatych rodziców i zmowę milczenia, bo lepiej nie widzieć, czy autorka o nich zapomniała. W tym pierwszym przypadku sprawia, że książka jest jeszcze straszniejsza.
Nie sposób napisać, że ta książka jest fajna. Bo nie jest. Jest ciężka, porusza mnóstwo problemów, takich, co to jeden może przygiąć do ziemi, zmusza do przemyśleń i nie zostawia po sobie spokoju. A jednocześnie jest szalenie ważna, dla dorosłych, żeby w końcu otworzyli oczy i zobaczyli cierpienie młodych. Jednak też dla nich, że można udzielić wsparcia, że nie trzeba, ba, nie wolno milczeć. Owszem, jak wspomniałam, książka jest trochę przerysowana, dzieciaków z problemami przypada więcej, na metr kwadratowy, niż zazwyczaj i trzeba to brać pod uwagę.
Nie należy się też zrażać ogromem emocji, które niesie ze sobą ta książka, bo oprócz tych ogromnego kalibru są też momenty zabawne, romantyczne i zwyczajnie przyjemne. To nadal jest książka dla młodzieży o przyjaźni, miłości i pierwszych zawodach. Czyta się ją naprawdę przyjemnie, szczególnie że nie widzimy akcji, tylko oczami jednego z bohaterów. Autorka pokazuje różne punkty widzenia, przez co wszelkie domysły możemy wywalić do kosza tuż po ich skrystalizowaniu. Tym zabiegiem pokazuje też coś innego, szalenie ważnego – każdy widzi daną sprawę inaczej. I trzeba się przyjrzeć z kilku stron, by zrozumieć wszystko.
Na szczególną uwagę zasługuje ostrzeżenie na początku książki. Od razu wiemy, o czym książka będzie, jakie tematy porusza i będąc osobą bardziej wrażliwą lub po prostu w chwilowym kryzysie możemy zdecydować, czy sięgniemy po taką lekturę. Jestem całym sercem, żeby takie ostrzeżenia się pojawiały, nie na początku książki, a na okładce, by każdy mógł podjąć decyzję, również rodzice, którzy kupują książkę dzieciakom, a niekoniecznie zaglądają do środka. Informacja tak pokazana daje dużo więcej, niż oznaczenie wiekowe.
Katarzyna Boroń