Pierwszy tom Zrodzonych z legendy – znakomitej trylogii fantasy Tracy Deonn, autorki bestsellerów z list New York Timesa i laureatki prestiżowej nagrody Coretty Scott King/Johna Steptoe’a dla nowych talentów.
Szesnastoletnia Bree Matthews marzy, by wyrwać się z prowincjonalnego Bentonville. Szansą na zmianę miejsca zamieszkania jest program dla młodych, zdolnych licealistów realizowany na uniwersytecie w Chapel Hill w Karolinie Północnej. Decyzję o przeprowadzce i podjęciu nauki na studiach przyspiesza wypadek, w którym ginie matka Bree.
Na kampusie wszystko wydaje się nowe, fascynujące i niebezpieczne. Wieczorne skoki z klifu do ciemnego jeziora, nielegalne imprezy, a przede wszystkim demony żywiące się ludzką energią. Polują na nie Legendarianie, członkowie tajnego stowarzyszenia, którymi dowodzi Selwyn Kane, zwanyMerlinem.
Bree już pierwszej nocy staje się świadkiem walki nadprzyrodzonych sił. To zdarzenie odblokowuje ukryte w niej moce oraz niezbyt odległe wspomnienie. Dziewczyna przypomina sobie, że w noc śmierci matki w szpitalu był mężczyzna, który władał magią. Teraz, gdy już wie, że za śmiercią osoby, którą kochała, kryje się coś więcej niż to, co zostało zawarte w policyjnym raporcie, zrobi wszystko, by odkryć prawdę. Musi stać się Legendarianką, dowiedzieć się, jak naprawdę zginęła jej matka, a potem, jeśli będzie trzeba, wymierzyć sprawiedliwość.
RECENZJA
Tajemnicza, wręcz magiczna okładka i intrygująca fabuła. Czy można chcieć czegoś więcej? Jeżeli jesteś wielkim fanem romansów fantasy czy też powieści YA z wątkiem paranornmalnym, to nie będziesz mógł przejść obok tej książki obojętnie. Jednak czy warto poświęcić „Zrodzonym z legendy” swój czas?
Bree Matthews pragnęła znaleźć się jak najdalej do rodzinnego domu – jej ukochana mama zginęła w wypadku samochodowym, a dziewczyna miała dość smutku, który zamieszkał w jej życiu. Dzięki programowi dla zdolnych w Chapel Hill ucieka z rodzinnej miejscowości i wszystko wydaje się idealnie do czasu, aż pierwszej nocy, Bree jest świadkiem ataku potwora. Jednak dziewczyna nie powinna tego widzieć, a szczególnie po tym, jak jeden ze Zrodzonych z legendy, którzy uratowali młodych przed monstrum, wymazał jej pamięć. Bree nie tylko nie zapomniała, czego była świadkiem, ale i przypomniała sobie wydarzenia, których była świadkiem, w dniu śmierci jej matki. Nastolatka rozpoczyna własne śledztwo i jest gotowa poświęcić wiele, aby rozwikłać zagadkę.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki. Lubię lektury podobne do „Zrodzonych z legendy”, więc spodziewałam się powieści, przy której się zrelaksuje, odpocznę i dam się porwać wydarzeniom. Niestety, już po kilkunastu stronach pojawił się delikatne zgrzyty i moje ironiczne westchnienia, a im dalej, tym gorzej. Autorka nie bawi się w przydługie wstępy, a przeszłość i charakter bohaterki poznajemy w trakcie trwania całej akcji. Niestety o ile nie przeszkadza mi szybkie tempo, to jednak niedociągnięcia czy też wielkie zafascynowanie i odkrycie swoich mocy po kilkunastu stronach jest dziwne i mało intrygujące. Z tego pospiechu wynika niewyobrażalny chaos i w pewnym momencie trudno mi było się odnaleźć w tej historii. Po zakończeniu historii nie wiem, co autorka miała na myśli. Opowieść była nieco dziwna i inna.
Główna bohaterka jest kreowana na osobę silną i pełną energii, która przeciwstawia się rasizmowi (który był podkreślany na każdym kroku), ale jednak jej postać została tak chaotycznie wykreowana, że nie umiem nic o niej powiedzieć. Po trzech czwartych książki nawet zaczęłam ją lubić, jednak pewne wydarzenia mnie ponownie do jej osoby zniechęciły. Jej wypowiedzi są nudne, nie mają charakteru, a zachowanie dziwne. Dość szybko autorka skłóciła ją z najlepszą przyjaciółką, co również nie przypadło mi do gustu. Również słabo został odmalowany Nick. Na jego temat nie mam za wiele do powiedzenia.
Autorka na scenę wprowadza wielu bohaterów i jak w podobnych powieściach YA/NA z wątkiem fantastycznym, nie mogło zabraknąć trójkąt miłosnego. I nie mam nic przeciwko, nawet mi się to bardzo podobało – przynajmniej zamysł – ale zabrakło tutaj energii. Między postaciami nie a chemii, wszystko zostało totalnie spłycone i nie wywołało u mnie żadnych emocji. Wspomnę również o bractwie, bo Zrodzeni z legendy zostali zainspirowani legendami arturiańskimi. Nasza bohaterka bez problemu się tam odnajduje, pomimo że jest to dosyć skomplikowane stowarzyszenie.
„Zrodzeni z legendy” to książka z naprawdę dobrym potencjałem. Legendy arturiańskie to temat pomijany, niebrany na warsztat przez autorki za często, przez co można tutaj wiele dodać do siebie, bez wtórności i nudy. Niestety w tym przypadku chaos zniszczył wszystkie plany. Przez niezwykłe tempo akcji wydarzenia zostały opisane źle, bohaterowie całkowicie spłyceni, a wątek romansowy mógł wcale nie istnieć i nic by to nie zmieniło.